niedziela, 9 października 2016

Rozdział Drugi

Zbetowane przez Narglę ♥.
Anastasia
       Minęło kilka dni, które upłynęły na nauce i pracy. Zwykłe niewolnice tak jak ja, Angela, Anna i Sofia zajmowały się porządkami w haremie. Było to dość żmudne, pracochłonne zajęcie, choć bardzo często nie wymagające zbyt wielkiego nakładu pracy. Cięższe zadania wykonywali eunuchowie, od których aż roiło się w Seraju. Mogłoby się wydawać, że życie osmańskiej niewolnicy upływa dość beztrosko. Angela miała szczęście, ponieważ jednego poranka została wysłana do komnaty księcia, aby zanieść mu śniadanie. Anna natomiast przysłużyła się czymś sułtance Huricihan. Była ona główną Haseki księcia. Nie miałam okazji jeszcze jej spotkać, jednak dziewczęta mówiły, że jest strasznie ponura i niezwykle zazdrosna o każdą nałożnicę wysłaną do alkowy księcia – do tego była wyjątkowo piękna. Jeżeli nie kłamią, to musi być okropna i okrutna, a jednak chciałabym ją spotkać. Każda osoba mnie tutaj ciekawiła. Spełniłam jedno z mych pragnień; przecież chciałam ujrzeć księcia. Choć nie sądziłam, że stanie się to w takich okolicznościach, ale jednak – spełniło się. Nie dziwiłam się, że tyle dziewcząt lgnęło do Bayezida, mimo wszystko wydawał się być dobrym człowiekiem. Oczywiście nie omieszkałam o wszystkim opowiedzieć Angeli, w której odnalazłam swą bratnią duszę.
      Od kilku dni mogłam się szczycić także nowym imieniem. Wszystkie nowe niewolnice musiały przyjąć tutejszą wiarę, a następnie nadano nam muzułmańskie imiona. Od tej pory zwracano się do mnie Nurşah Hatun, co oznaczało "królową światła". Musiałam zapomnieć o dawnej Anastazji, teraz byłam Nurşah. Kto wie, może rzeczywiście kiedyś stanę się czyjąś królową, czyimś światłem? Nie wiem, co przyniesie mi los. Mimowolnie w mym umyśle pojawiła się myśl o księciu, jednak szybko potrząsnęłam głowa, jakbym chciała ją odgonić. Nie byłam taka jak inne, nie zależało mi na jego względach.
    Nie tylko mi zmieniono imię, rzecz jasna. Moja przyjaciółka Angela od tej pory zwała się Mahfiruze, okropna Sofia: Aylą, natomiast cicha i spokojna Anna stała się Ayşah. Wszystkie miałyśmy piękne, choć tak obce imiona. Myślę, że miał to być jakiś znak, jakaś zachęta do tego, aby rozpocząć nowe życie, wolne od przeszłości. Jednak czy będę potrafiła zapomnieć o tym, że nie pochodzę z tych czasów? Nie potrafiłam już wierzyć w to, że kiedyś powrócę do bliskich, przecież nic nie działo się, co mogłoby zwiastować mój powrót.

     Mijały dni i tygodnie, czas upływał spokojnie. Bardzo pragnęłam wyjść do ogrodu, jednak było to zabronione. Czy naprawdę jest taki piękny jak mówiły kalfy - haremowe czeladniczki? Większość dziewcząt znajdowało się właśnie w głównej sali, była pora posiłku. Siedziałam przy stoliku razem z Mahfiruze i Aynur – niewolnicą porwaną z Grecji. Spostrzegłam, że w haremie było dużo Wenecjanek, Greczynek, kilka Rusinek... Osmanie z wielu stron świata sprowadzali niewolnice. Czy była jakaś z Lechistanu? Sobie przypisałam pochodzenie z tej krainy, wszak pochodziłam przecież z Polski.  Panowała wesoła atmosfera. Wszystkie niewolnice zajadały pyszny pilaw, czyli jedno z tamtejszych dań i popijały go szerbetem – napojem owocowym z kruszonym lodem. Wszędzie rozlegały się ciche rozmowy, aż nagle przerwał je głośny okrzyk.
       - Uwaga! Książę Bayezid Hazreterli! – wszystkie natychmiast zerwałyśmy się z miejsc i ustawiłyśmy się w rządku. Spuściłyśmy głowy i stałyśmy w ukłonie, uginając nogi w kolanach, tak jak nauczyły nas kalfy. Właśnie tak nakazywała pałacowa etykieta. Bayezid musiał wrócić ze stolicy. Kalfy szeptały, że jego ojciec – sam Sułtan Suleyman go wezwał do Konstantynopola. Zapewne książę teraz szedł odwiedzić swe kobiety i dzieci – przecież nie widział ich przez tygodnie… 
      Mężczyzna przechodził przez harem, a ja nie mogłam tak po prostu nie skorzystać z okazji. W pewnym momencie podniosłam głowę, choć to zakazane i spojrzałam centralnie w oczy księcia. Ku mojemu zdziwieniu nasze tęczówki skrzyżowały się. Me serce zaczęło bić szybciej, a ciało przeszedł niesamowity dreszcz. Dopiero, gdy mnie minął odwrócił swój wzrok, a po chwili zniknął za rogiem. Tak naprawdę wiele myślałam odkąd ujrzałam go po raz pierwszy. Ten dzień nie dawał mi spokoju, a obraz księcia wciąż nawiedzał me myśli i sny. 
       - Patrzył na ciebie, Nurşah! – powiedziała podekscytowana Mahfiruze. Jak zwykle nic nie mogło jej umknąć. Przed oczami ciągle miałam jego spojrzenie, skierowane w moją stronę. Serce mi biło jak oszalałe, a ja wiedziałam, że jeszcze raz chciałam spojrzeć w te niebieskie tęczówki…
        Widziałam go kolejny raz, przez krótką chwilę, gdy szedł pałacowym korytarzem, miałam wrażenie, że moje serce zadrgało z podekscytowania. Pragnęłam ujrzeć go raz jeszcze, porozmawiać… Podjęłam decyzję. Robiłam to dosyć nagle, choć wydała się ona oczywista. Postanowiłam skorzystać z tego, że tu jestem. Książę nie był mi obojętny i nie mogłam zmarnować takiej szansy. A co, jeśli nie uda mi się powrócić do moich czasów? Co jeśli zostanę tu uwięziona na zawsze - mam zwiędnąć w murach tego pałacu? A jak na moje zniknięcie zareagowali bliscy? Co się tam działo? Miałam tyle pytań, a nie mogłam uzyskać żadnej odpowiedzi.


       Tego dnia siedziałam w haremowej sali razem z Mahfiruze. Cieszyłam się, że mam ją tu przy sobie, stała się bardzo bliska mej osobie w ostatnich dniach. Bardzo przypominała charakterem moją najlepszą przyjaciółkę z "moich" czasów. Może dlatego ją tak polubiłam?  Nie miałyśmy w tej chwili żadnej pracy, zresztą rzadko nam się trafiała, tyle tu dziewcząt w końcu… Ja i Mahfiruze beztrosko siedziałyśmy i rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, jak to miałyśmy w zwyczaju. 
         - Nurşah Hatun – usłyszałam nagle głos za sobą. Nieopodal stała jedna z kalf, ta sama która wprowadziła nam zasady haremu i mówiła o wszystkich ważnych rzeczach. Ją też bardzo polubiłam, Nurbahar jest wspaniałą kobietą. Słysząc jej wołanie, natychmiast podniosłam się z wygodnej poduszki, na której siedziałam i podeszłam do kobiety.
        - Słucham, Nurbahar Kalfa – powiedziałam, kłaniając się lekko, tak jak wymagały tego pałacowe zasady.
        - Chodź ze mną do kuchni – wyjaśniła, a ja podążyłam za nią. – Zaniesiesz tacę z posiłkiem do komnat księcia. – dodała, a me serce mimowolnie zabiło mocniej, a me oblicze rozjaśnił promienny uśmiech. Będę mogła znów zobaczyć księcia! Nurbahar nie musiała mi niczego powtarzać dwa razy; od razu podążyłam za nią we wskazane miejsce. 
        - Nie podnoś wzroku, nie odzywaj się, jeśli książę bądź sułtanka cię o coś nie zapytają...
        - Sułtanka? – przerwałam nagle zdumiona pouczenie kalfy, na co kobieta jednie przewróciła oczami, jednak po chwili wyjaśniła ze spokojem. - Jest z nim sułtanka Rana – usłyszałam odpowiedź z jej ust. Rana, nie Huricihan, która podobno ma tytuł głównej kobiety księcia. Żadnej z nich jeszcze nie było dane mi spotkać. Mahfiruze kiedyś widziała Ranę, podobno to bardzo miła sułtanka. Tak też o niej mówi cały harem. Jednak to jedna z kobiet księcia. Rywalka.
        Dowiedziałam się wcześniej od innych dziewcząt, że zarządzająca haremem sułtanka Rana zawsze każe wysyłać różne dziewczęta, aby usługiwały księciu Bayezidowi. Podobno ma nadzieję, że przez to zakocha się w którejś i odsunie od siebie sułtankę Huricihan. Teraz nadeszła moja kolej. Czy uda mi się to osiągnąć? 
          Z bijącym sercem stanęłam przed komnatą, a strażnicy widząc, że trzymam tacę z jedzeniem bez zbędnego słowa mnie wpuścili. Podekscytowana przekroczyłam próg komnaty.
      - Książe, sułtanko – powiedziałam i lekko dygnęłam, bojąc się, że upuszczę tacę. Potem podeszłam do stolika i zaczęłam wykładać na niego wszystkie przysmaki. Były tam szerbet o niesamowicie słodkim smaku, przepyszna baklawa, czyli ciasto z cieniutkich placków, a także kostki wybornego rachatłukum i wiele innych słodkości. Wszystko postawiłam na stoliku, oddychając z ulgą, że niczego nie wywaliłam. Nalałam jeszcze słodkiego napoju do bogato zdobionych kielichów, tak nakazała mi wcześniej Nurbahar Kalfa. 
          Obok księcia siedziała sułtanka Rana. Rzeczywiście była bardzo piękną kobietą, musiałam jej to przyznać. Bystre oczy niewiasty przyglądały się jak wykładam jedzenie na stolik, miałam nadzieję, że nie widzi mych drżących dłoni. Jej ciemne włosy spływały na pierś i plecy kaskadą delikatnych fal, a na nieskazitelnej twarzy gościł szeroki, pogodny uśmiech, który tylko nadawał kobiecie uroku. Na głowie miała śliczną ozdobę z rubinem, podkreślającym kolor jej włosów i połyskująca suknię na ciele, barwą pasującą do ozdoby na włosach. Prawdziwa sułtanka - to była moja pierwsza myśl, gdy tylko ją ujrzałam.
           Nie omieszkałam się dwukrotnie spojrzeć na księcia. Serce zabiło mi z jeszcze większą mocą, gdy nasze oczy się skrzyżowały, choć nie przerywał rozmowy z sułtanką Raną. Siedział tam, przystojny jak zawsze. Zajęty rozmową ze swą konkubiną, a jednak ja widziałam jego przenikliwe, niebieskie tęczówki wpatrzone we mnie. Gdy odwróciłam spojrzenie, miałam wrażenie, że on nadal się we mnie wpatruje. 
          Skończyłam swoje zadanie i już miałam się ukłonić i odejść, kiedy usłyszałam pytanie skierowane w moją stronę.
         - Jak ci na imię, Hatun? – zapytała sułtanka melodyjnym głosem, ale i zarówno uprzejmym.
         - Jestem Nurşah, sułtanko – odpowiedziałam spokojnie, wbijając wzrok w podłogę.
         - Piękne imię, Nurşah – powiedziała kobieta, a gdy na nią spojrzałam nadal na jej twarzy gościł uśmiech. Kątem oka spostrzegłam, że książę nam się przypatruje. Czy ona także widziała jak patrzyliśmy na siebie z latoroślą najwybitniejszego padyszacha w historii? Oby tylko nie przyniosło mi to kłopotów z jej strony. 
         – Idź do kuchni i poproś jeszcze o rachatłukum dla naszych małych sułtanek. – poprosiła kobieta uprzejmie i wskazała nieznacznie ręką na kąt pokoju. Spojrzałam we wskazanym kierunku i dopiero teraz dostrzegłam, że na wygodnych poduszkach siedziały tam cichuteńko trzy małe dziewczynki. Szeptały coś do siebie, a na ich twarzach gościły uśmiechy. – Dziewczynki za nim przepadają, a w tej miseczce jest go niewiele – dodała ciepło. 
       - Jak sobie życzysz, sułtanko – odparłam z lekkim uśmiechem, a potem ukłoniłam się i opuściłam komnatę, jednak nim to zrobiłam, musiałam ponownie skrzyżować swoje tęczówki z księciem. Poczułam nagłą sympatię do sułtanki Rany; bynajmniej nie przestałam myśleć o niej jako rywalce. Dzięki niej ponownie mogłam przyjść do tej komnaty i zobaczyć tego, dla którego chyba zabiło moje serce. 
         Wyszłam na korytarz i oparłam się na chwilę o chłodną ścianę. Położyłam rękę na pierś, czując jak serce mi mocno bije. O wiele mocniej niż powinno. Na mej twarzy cały czas gości uśmiech. Przymykam na chwile oczy, a w wyobraźni wciąż widzę spojrzenie księcia skierowane w moją stronę. Czy cały czas będzie się tak we mnie wpatrywał? Oby jak najszybciej zapragnął zaprosić mnie do swej alkowy…
         W końcu się opamiętałam i podążyłam w stronę kuchni. Przecież miałam przynieść rachatłukum dla małych sułtanek. Im szybciej pójdę, tym prędzej znów ujrzę obliczę księcia, prawda?. Ledwo zdążyłam minąć zakręt, zobaczyłam kobietę. To nie była zwykła niewolnica – od razu to zauważyłam. Kobieta poruszała się wolnym, dostojnym krokiem. Jej uroda była naprawdę niesamowita. Ubrana była w przepiękną suknię z jakiegoś połyskującego materiału, a na głowie miała śliczną koronę wysadzaną kamieniami. Jednak jej twarz była ponura, bez wyrazu, zupełne przeciwieństwo uśmiechniętej Rany. Czy kobieta, która stanęła na mej drodze to była sułtanka Huricihan?

Witam serdecznie! Kolejny rozdział za nami. Co o nim sądzicie? :) Wszelkie opinie mile widziane. Dziękuję także za każde słowo pod poprzednim rozdziałem :).
Pozdrawiam cieplutko, Nurvela.

piątek, 16 września 2016

Rozdział Pierwszy.

Anastazja
           
      Imperium Osmańskie, rok 1550
      - Wstawaj hatun! – usłyszałam nad sobą szorstki głos, a potem niespodziewanie poczułam bolesne szarpnięcie za ramię. Mimowolnie, cicho jęknęłam pod wpływem krótkotrwałego bólu. Zaspane oczy otworzyłam w tempie błyskawicznym, popadając w ogromne zdezorientowanie. Usiadłam, podpierając swe ciało na dłoniach. Niemrawym wzrokiem rozejrzałam się dookoła, a do mych uszu docierał ten ogromny hałas, który tu panował. Gdzie ja jestem? Co ma znaczyć ten cały rozgardiasz? Powinnam być w swoim pokoju! Jednak nie byłam. Niczego nie rozumiałam…
       Rozejrzałam się dokładnie raz jeszcze. Znajdowałam się w pomieszczeniu z drewnianymi, obdrapanymi ścianami, a dookoła roznosił się lekki zapach stęchlizny. Zauważyłam iż znalazło się tu także kilkanaście innych dziewcząt, między którymi chodził jakiś mężczyzna i budził je tak jak i mnie chwilę wcześniej. Nagle wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia, bowiem dotarło do mnie, że to wszystko, co widnieje przed mymi oczyma jest zupełnie inne, jakby nie z tej epoki. Wzmiankowany mężczyzna nie wyglądał jak typowy facet z XXI wieku i do tego nie jak europejczyk! Dokładnie zlustrowałam go wzrokiem, starając się przeanalizować każdy szczegół jego postaci. Miał na sobie długi do ziemi, wzorzysty kaftan, a za pasem broń. Jego twarz porastała dość gęsta, ciemna broda. To było niesamowicie dziwne zjawisko. A może to sen? Albo jakiś durny żart? Co to za jakiś teatrzyk? A może bal przebierańców? Nie… To nie możliwe. Mój wzrok spoczął na pozostałych dziewczętach, które podnosiły się ze swych posłań. Były brudne i potargane… zupełnie tak jak ja - uświadomiłam sobie nagle, spoglądając na siebie. Co się tu działo, do jasnej cholery?! Gdzie się znalazłam? Byłam bardzo zdezorientowana tym wszystkim, co działo się wokół mnie…
       - Pośpieszcie się, przeklęte hatun! – krzyknął ten sam mężczyzna, który nas obudził. Drgnęłam słysząc jego głos. Jednak w mym umyśle wyryło się tylko jedno słowo. Hatun. Przecież znałam je doskonale! Ponadto było w czasach osmańskich często używane jako tytuł przysługujący niewolnicy. Spojrzałam jeszcze raz na mężczyznę i jego ubiór, a potem mój wzrok ponownie przesunął się na potargane dziewczęta, nagle wszystko rozumiejąc. Mój umysł zaczął nareszcie pracować a wnioski nasuwały się same. Nie… To nie było możliwe, jednak wszystko układało się w logiczną całość. 
      - Gdzie ja trafiłam? – wyszeptałam sama do siebie, choć odpowiedź kołatała mi się po umyśle. Przecież to było jasne niczym Słońce. Byłam zbyt zafascynowana tym działem historii, abym nie mogła tego wszystkiego rozpoznać. – To nie dzieje się naprawdę – wyszeptałam.
      - Zapomniałaś, hatun? – pyta mnie ze zdziwieniem jedna z dziewcząt, która spała wcześniej po mej lewej stronie. – Porwali nas Osmanie – wyjaśniła spokojnie, odgarniając swe czarne, piękne loki, choć nieco skołtunione. – Zabiera nas na targ niewolników – dodała krótko, wskazując na mężczyznę w kaftanie. – Jak masz na imię? – pyta z lekkim uśmiechem, a ja spojrzałam na nią zdumiona. Zostałyśmy niewolnicami, a ona się uśmiecha! A może próbowała jedynie być miła?
       - Anastazja, a ty? – odpowiadam niemal automatycznie, słysząc pytanie dotyczące mego imienia. - Który mamy rok? – zapytałam zdumiona, trawiąc to, czego się właśnie dowiedziałam. Wszakże odpowiedź owej niewiasty potwierdziła me domysły. To, co właśnie się działo było niemożliwe. To magia, bo jak miałam to naukowo wytłumaczyć? 
       - Co z tobą, dziewczyno? – pyta ze zdziwieniem druga, siedząca po prawej stronie. Od kilku chwil przysłuchiwała się naszej rozmowie, a mnie obrzucała wzrokiem, jakbym była z innej planety. Choć nie wiele się pomyliła.
      - Jestem Angela – odpowiedziała spokojnie ta pierwsza. – Jest 1550 rok, mówią że jesteśmy w Kütahyi – dopowiada Angela, a mój mózg zaczyna pracować na najwyższych obrotach, przeczesując wiadomości, które posiadałam w mym umyśle. Jeśli dobrze pamiętałam historię, to wtedy tą prowincją władał jeden z synów sułtana Süleymana Wspaniałego; książę Bayezid. O ile historia nie kłamie – przemknęło mi przez myśl. Przymknęłam na chwilę oczy, nadal nad tym wszystkim się zastanawiając. Cofnęłam się w czasie, ale, ale jak? To nie działo się naprawdę, nie mogło… Przecież to niemożliwe! Jednak najpierw musiałam poukładać sobie wszystko, co wiedziałam.
      - Jestem Anna – odzywa się nagle ta druga, choć nikt jej o nic nie pyta. – Może nam się poszczęści i trafimy do haremu şehzade Bayezida? – zapytała z błyskiem w oku dziewczyna, najwidoczniej godząc się już ze swym losem. Wiedziałam doskonale o kim mówi, znałam to słowo. Przecież şehzade oznaczało księcia. Nie rozumiałam tej całej sytuacji. Zdałam sobie sprawę, że mój umysł wychwytuje pojedyncze słówka, które znałam już wcześniej i reaguje na nie znajomo, jednak i tak rozumiem język, którym się posługują tutejsi ludzie, chociaż w rzeczywistości nie znałam osmańskiej mowy. To wszystko stawało się jeszcze dziwniejsze z każdą chwilą. 
      - Nie ociągać się! Szybko ubierajcie się! – wrzasnął ten sam mężczyzna, a dopiero teraz zauważyłam, że dostałyśmy proste ubranie. Przynajmniej wyglądały na czyste i nie były porwane, tak jak moje i Anny. Od razu zrozumiałam po cóż to. Musiałyśmy być schludne, aby dostał za nas jak najwięcej. Szybko się przebrałyśmy, widząc niecierpliwiącego się mężczyznę, a potem zaciągnięto nas na targ. Prawda była okrutna, stałyśmy się niewolnicami, które miały zostać sprzedane, jak jakaś rzecz. Jak to się mogło stać, że tutaj trafiłam? Jakim cudem mogłam przenieść się do tych odległych czasów? To wszystko, co się działo było niemożliwe i niesamowite zarazem. Na świecie jednak musi istnieć jakaś magia, bo jak mogłam to wyjaśnić? Co teraz ze mną będzie? Nadal te pytania mnie nurtowały, a co gorsza; nie znajdywałam na nie żadnej odpowiedzi. 
          - Chcę tą jasnowłosą – usłyszałam, przerywając swe rozmyślania, którymi byłam pochłonięta i szybko podniosłam wzrok na mówiącego mężczyznę, chcąc wiedzieć o kim mówi. Był dość bogato ubrany, a razem z nim było dwóch strażników. Musiał być kimś ważnym. Może to jakiś wpływowy Bey* albo nawet Paşa*? Mężczyzna, który był naszym „właścicielem” szarpnął mnie za rękę, abym wyszła przed tłum dziewcząt, co też uczyniłam bez zbędnego buntowania sie. Przyjmując zapłatę oddał mnie w ręce strażnika, obok którego stała już Angela. Po krótkiej chwili również i Anna do nas dołączyła. To dziwne iż zechciał akurat nas trzy, jednak nie zaprzątałam sobie tym dłużej myśli. Była z nim jeszcze jedna niewolnica, jednak nie zwróciłam na nią uwagi. Dziękowałam sobie w duchu, za to, że tak bardzo pokochałam kulturę Osmanów i byłam obeznana z ich zwyczajami, co ogromnie ułatwiało mi sprawę. Dzięki temu, ze miałam jakiekolwiek pojęcie o tych czasach mogłam się choć w pewnym stopniu odnaleźć, czy nie popełnić jakiegoś błędu, który by mnie zdradził. Jednak wtedy ten niezaprzeczalny fakt, iż zostałam sprzedana spadł na mnie niczym kubeł zimnej wody. Prawdopodobnie trafiłam do haremu tegoż mężczyzny. Obrzuciłam go przerażonym wzrokiem. Nie był stary, musiał być kilka lat starszy ode mnie. Był także dość przystojny, co zauważyłam już wcześniej, choć nie zwróciłam na to uwagi. Jednak to nie zmieniało faktu, że nie chciałam robić czegoś wbrew sobie. Nerwowo przełknęłam ślinę. Czy będę musiała mu się oddawać? Nie chciałam tego. Obym została jedynie zwykła służącą, błagałam w duchu. Kątem oka co i raz na niego spoglądałam. Mężczyzna szedł na przedzie, a za nim prowadzili nas strażnicy. Nie minęło wiele czasu, a wyprowadzili nas poza targ. Rozglądałam się po mieście, mając świadomość iż taka okazja może się więcej nie powtórzyć. Kütahya była naprawdę piękna, a to wszystko niesamowicie mnie fascynowało. Nawet na chwilę zapomniałam o moim nieciekawym położeniu, w którym mimowolnie się znalazłam. Zauważyłam iż niedaleko przed nami wznosił się ogromy pałac. Czyżby to była siedziba şehzade? – przyszło mi do głowy. W nim zamieszkiwał syn samego sułtana Süleymana? Gdybym tak mogła go ujrzeć choć przez chwilę, nie pragnę niczego więcej… Zorientowałam się, że zmierzamy w jego kierunku. Może ten Bey mieszka w pobliżu pałacu? Mnóstwo pytań cisnęło mi się na usta, jednak wolałam zachować milczenie, tak jak nakazał nam wcześniej ów mężczyzna. Natomiast inna dziewczyna, której nie znałam, a także została zabrana z targu nie była już taka spokojna jak ja.
      - Dokąd nas zabieracie? – zapytała wściekle. – Wypuście nas – zarządzała władczym tonem, a przy tym podjęła próbę wyszarpania się z uścisku janczara. 
     - Uspokój się – szepnęłam, chcąc złagodzić sytuację. Wiedziałam, że siłą nic nie wskóra, a jedynie posłuszeństwo być może na coś się zda. Jednak ona posłała mi wrogie spojrzenie, a ja zrezygnowana przeniosłam wzrok na strażnika, który po chwili do niej przemówił.
      - Zamilcz, hatun – próbował uciszyć ją mężczyzna, szarpiąc za włosy, na co ona jęknęła z bólu. W tym momencie zrozumiałam, że ci ludzie nie będą się z nami patyczkować. Lepiej było się nie wychylać i być posłuszną, tak jak podejrzewałam od samego początku. 
     - Uważaj na nie – zrugał strażnika Bey. – Są własnością şehzade Bayezida, nic im nie może się stać. 
    - Jak każesz, Serhat Bey – powiedział od razu janczar, a jego uścisk musiał zelżeć, bowiem i grymas na twarzy dziewczyny się zmniejszył.
      Podniosłam wzrok, spoglądając w twarz Beya. Nie jesteśmy w jego haremie? Odetchnęłam z ulgą. Może była dla mnie jakaś nadzieja. W haremie księcia zapewne było wiele dziewcząt. Jeśli będę miała szczęście, nikt na mnie nie zwróci uwagi i spokojnie przetrwam dni, aż nie powrócę do swoich czasów. Jeśli powrócę – przeszło mi przez myśl. Do tego zobaczę pałac samego syna Suleymana Wspaniałego! Moja fascynacja tym miejscem była coraz większa. Nie mogłam się doczekać, aż znajdziemy się w środku, aż wreszcie będę mogła przespacerować się korytarzami tej starej budowli…
        Droga do pałacu nie trwała długo. Szybko się tam znalazłyśmy, a Bey oddał nas w ręce jednej z kalf - haremowej czeladniczki. Jeśli dobrze zapamiętałam miła na imię Nurbahar. Od razu zabrała nas do hammanu, czyli osmańskiej łaźni, gdzie inne niewolnice nas umyły i doprowadziły do względnego porządku. Rozglądałam się cały czas, wszystko mnie ciekawiło. To miejsce było naprawdę wspaniałe, a ja chciałam wszystko zapamiętać jak najdokładniej. Dostałyśmy też po nowej sukience, abyśmy nie musiały chodzić w łachmanach od mężczyzny, który nas sprzedał. Byłyśmy zwykłymi niewolnicami, więc nasze stroje według ich mniemania były proste, a jednak moim zdaniem suknia, która miałam na sobie zapierała dech w piersiach, a przecież ja nigdy nie zwracałam uwagi na to, jak wyglądam. Sukienka była prosta, biała, a w pasie miałam przepleciony łańcuszkowy pasek. Bardzo mi się podobała. Angela, z którą szybko złapałam wspólny język dostała ciemnogranatową z połyskującego materiału, z długimi rękawami i paskiem, który wyglądał jakby był tkany z kwiatów, idealnie opasającym jej talię. Natomiast Anna pomarańczową, z czarnym wzorem u samego dołu i przy dekolcie. A Sofia, dziewczyna, która była niespokojna podczas drogi do pałacu miła taką jak ja, ale w odcieniu morskiego błękitu. Zostałyśmy także ładnie uczesane, aby nasze potargane włosy nie straszyły ludzi. Dostałam ładną ozdobę, pasującą do paska sukni. Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek będę tak pięknie wyglądać…
       Po tych wszystkich czynnościach, które miały przywrócić nas do porządku, zaprowadzono nas do głównej sali, gdzie spały wszystkie niewolnice. Każda z nas miała przydzielone tam swoje posłanie. W noc je miałyśmy rozkładać, natomiast w dzień w tym samym miejscu stały malutkie stoliki i wygodne, ogromne poduszki. Przynajmniej tak mówiła Nurbahar Kalfa. Sala była dość przestronna, a w niej znajdowało się pełno dziewcząt. Wszędzie dostrzegałam otomańskie wzory, pięknie malowane wazy, okna zasłonięte cienkim zasłonami. Wiedziałam, że do końca życia zapamiętam ten widok. 
         Cały czas rozmyślałam o tym, jakim cudem się tu znalazłam. Jeszcze wczoraj czytałam książkę o dynastii Osmanów i zasypiałam we własnym łóżku w XXI wieku. A dzisiaj? Dziś jestem w XVI wieku w pałacu şehzade Bayezida, w Kütahyi… To wszystko było takie niesamowite, takie nierealne. Znalazłam się w miejscu, w którym wszystko jest mi znajome i obce zarazem. Co ja mam myśleć o tym wszystkim? O ludziach, którzy kiedyś żyli, a mnie było dane ich spotkać. Co innego o nich czytać, a co innego spotkać, rozmawiać…




       W haremie znajdywałam się już kilka dni, każdy z nich upływał dość spokojnie. Uczono nas różnych rzeczy, muzyki, zasad religii, tutejszego języka i pisma… Ponadto miałyśmy wykonywać różne prace, tak jak rozkażą nam zarządcy. Za kilka dni miałyśmy przyjąć ich wiarę, islam. Każda z haremowych niewolnic musiała przez to przejść, przynajmniej tak nam powiedziano, a my musiałyśmy się dostosować, jeżeli nadal chcemy przebywać w pałacu żywe.. Nie chciałam tego robić, ale co począć? Kalfa rozkazała nam, abyśmy wybrały sobie muzułmańskie imiona, jakie chcemy. Wiedziałam, że buntowanie się przeciw tutejszym zasadą niczego nie da. Przeszły mnie ciarki, bowiem pomyślałam o Sofii, która trafiła na falkę, bowiem nie chciała się podporządkować nawet w najmniejszym stopniu. 
     Bratnią duszę odnalazłam w ciemnowłosej Angeli – roześmianej Wenecjance. To z nią zamieniłam pierwsze słowa w tym miejscu. Jako jedna z nielicznych była dość przyjaźnie nastawiona do wszystkich. Większość z haremowych niewolnic, ciągle ze sobą rywalizowało o względy księcia. Anna, która przybyła z nami do pałacu była dość miła, jednak wolała samotność. Natomiast Sofia była okropna! Nie słuchała nikogo, aż dziw, że kalfy nadal ja tu trzymały. Jednak to sułtanka Rana, matka dzieci księcia rządziła haremem i to ona o wszystkim decydowała. Ją także chciałam spotkać, podobno dała księciu wiele dzieci…
      Jednak moją głowę zajmowało coś jeszcze. Nade wszystko pragnęłam spotkać księcia Bayezida. Nie w głowie była mi alkowa, urodzenie syna i sułtanat, co było marzeniem większości niewolnic zamieszkujących w haremie. Chciałam wiedzieć, czy książę Bayezid jest taki jak opisują go książki z moich czasów. Niestety, do tej nie miałam okazji go spotkać…

      Skręciłam w kolejny korytarz, jednak nadal nie rozpoznawałam tego miejsca. Oh, już dawno powinnam być w haremowej sali! Który korytarz do niej prowadził? – zastanawiałam się gorączkowo. Musiałam w końcu przyznać iż zgubiłam się w tym wielkim pałacu. Każdy korytarz wyglądał podobnie, sama już nie wiedziałam, w którą stronę powinnam była się udać. Podążałam dość szybkim krokiem, przemierzając kolejne korytarze, próbując odnaleźć odpowiednią drogę. Bez zastanowienia skręciłam w kolejny, a wtedy poczułam uderzenie o coś, a raczej kogoś. Zapewne upadłabym, gdyby nie schwytały mnie silne ramiona tegoż osobnika. Uniosłam głowę wyżej, spoglądając mężczyźnie prosto w oczy. Miałam wrażenie jakby czas się zatrzymał, choć nie mam pojęcia czemu. Był to wysoki, ciemnowłosy młodzian, którego widziałam po raz pierwszy. Jego szare oczy spoglądały mi się z uwagą, a na obliczu widniał poważny wyraz twarzy. 
       - Co tutaj robisz, hatun? – odezwał się, a jego uścisk zelżał, choć nie zabrał dłoni z mych ramion, jakby bał się iż jeszcze mogłabym upaść. Nie wyglądał na złego, choć jego ton wyraźnie wskazywał na to, że nie powinno mnie tutaj teraz być. 
     - Zgubiłam się – powiedziałam jedynie, bo cóż więcej mogłam powiedzieć; spuściłam swój wzrok. Nie wiedziałam kim on był, a i taka była prawda. Natomiast mężczyzna ku mojemu zdziwieniu uśmiechnął się lekko, sprawiając iż poczułam wypieki na mych policzkach. Oh, dlaczego! Zarejestrowałam fakt iż mężczyzna nadal trzyma mnie w swoich objęciach, nie spuszczając wzroku z mego oblicza ani na chwilę i ogarnęło mnie niesamowite przerażenie. Zginę, jeżeli ktoś by nas tu teraz zobaczył. Jego dotyk był delikatny, wiec bez trudu mogłam się odsunąć od niego.
       - Wybacz panie, jednak nie wiem kim jesteś – powiedziałam spokojnie, starając się na niego nie patrzeć. – Należę do haremu księcia Bayezida, nie możesz ze mną rozmawiać – powiedziałam spokojnie, na chwilę krzyżując nasze tęczówki, jednak szybko spuściłam wzrok. Chciałam go wyminąć i odejść, jednak wtedy ten złapał mnie delikatnie za łokieć, zmuszając do zatrzymania. 
      - Co ty robisz? – wyszeptałam przerażona, spoglądając na mężczyznę, kompletnie nie rozumiejąc jego zachowania. O co mu chodziło?!
      - Nie bój się mnie – odparł, a w kącikach jego warg nadal igrał lekki uśmiech. – Haremowa sala jest w tamtą stronę – powiedział, wskazując przeciwny kierunek, niż ten, w którym chciałam podążyć.
      - Zgubiłam się, jestem tu tylko kilka dni – powiedziałam, wzruszając ramionami. Skierowałam we wskazanym kierunku, a mężczyzna nie zatrzymywał mnie dłużej. Minęłam go bez słowa, jednak zatrzymałam się po przejściu kilku kroków i jeszcze raz odwróciłam w kierunku stojącego mężczyzny. Nie wiem czemu, jednak pragnęłam jeszcze raz na niego spojrzeć. Tak właściwe, kim on był? – Kim jesteś? – zadałam pytanie cisnące mi się na usta.
       - Nikim szczególnym, idź już – rzekł, a na jego wargach majaczył lekki uśmiech. Zauważyłam, że mężczyzna odwrócił się i odszedł w przeciwnym kierunku. Uczyniłam to samo, jednak nie wiele kroków zrobiłam, a znów usłyszałam jego głos, na którego dźwięk przystanęłam.
       - Jestem tylko księciem, hatun – powiedział, a ja odwróciłam się niczym rażona piorunem, gdy dotarł do mnie sens jego słów. Nie kryłam zaskoczenia, nawet nie pomyślałam o tym, aby się ukłonić w geście szacunku. Dostrzegłam tylko jego uśmiech, a potem zniknął za zakrętem. Stałam przez chwilę nieruchomo, a zdezorientowanie ani na moment nie opuszczało mej osoby. Spotkałam księcia Bayezida! Uśmiechnęłam się na tą myśl, czyż właśnie tego nie pragnęłam? W o wiele lepszym nastroju powróciłam do haremowej Sali. 
________________________
*Bey – urzednik państwowy, dowódca janczarów (wojsk)
* Pasa, Pasowie – najbliższy/ najbliżsi doradca np. księcia, sułtana.




Witajcie, przed Wami pierwszy rozdział mojej historii. Za ewentualne błędy przepraszam. Piszcie jak się podobało, każda opinia wiele znaczy :) Ogólnie miał być dłuższy i wcześniej, jednak zmieniłam koncepcję rozdziału i połowę musiałam pisać od początku, ale trudno xd. Do napisania, Nurvela.

sobota, 3 września 2016

Prolog

      Polska, rok 2013
      Stłumiłam potężne ziewnięcie, które nagle ogarnęło moją osobę, a potem przewróciłam kolejną stronicę książki, która mnie tak bardzo porwała swą treścią. Ogarnęła mnie ogromna senność, jednak chciałam przeczytać mój nowy nabytek - kolejną lekturę dotyczącą dynastii Osmanów. Byłam niesamowicie zafascynowana tym działem historii, pomimo tego iż za nią samą nie przepadałam jakoś specjalnie. Wygląda na to, że od każdej reguły musi być jakoś wyjątek. Ot, taka moja dziwność, jakich posiadam wiele.
Westchnęłam cicho, tłumiąc kolejne ziewnięcie. Został jeszcze jeden rozdział, bardzo chciałam go przeczytać, jednak chyba musiało to zaczekać do dnia jutrzejszego. Dzisiaj już nie dam rady przez niego przebrnąć, wszak godzina była bardzo późna – spostrzegłam, odruchowo spoglądając na zegar wiszący nad półką z książkami. Zrezygnowana odłożyłam tomiszcze na zabałaganione biurko, uprzednio zaginając dolny róg, aby zaznaczyć stronicę. Kochałam książki; wielu zapewne by mnie potępiło za tą czynność, jednak ja zawsze gubiłam wszelkie zakładki. Zagiętego rogu nie da się zgubić, prawda? 
      Cały czas ziewając podeszłam jeszcze do lustra znajdującego się na drzwiach szafy, aby rozpleść gruby warkocz i rozczesać swe długie, blond włosy, jak to miałam w zwyczaju czynić co wieczór. Spojrzałam na swe odbicie, po raz kolejny ziewając. Zobaczyłam długie blond włosy, z których byłam niesamowicie dumna, szare niczym nie wyróżniające się oczy i lekki uśmiech na bladej twarzy. Średni wzrost i wisząca, na mnie za duża koszulka zabrana bratu, która świetnie sprawdzała się jako pidżama; choć ledwie to rejestrowałam. Nic specjalnego, choć wielu podobno zachwycało się mą urodą. Szczególnie mama i babcia cały czas powtarzały mi iż jestem piękna. Ja jednak w ogóle się tym nie przejmowałam. Wolałam siedzieć z nosem w książce niż, przeglądać się w lustrze, tak samo jak teraz. Widzę swe odbicie, a jednak nie zwracam na nie zbytniej uwagi, jeżeli nie jest to konieczne. W tej chwili me myśli wirowały wokół przeczytanego rozdziału. W mniemaniu innych byłam nienormalna i doskonale o tym wiedziałam, jednak ja bardziej kochałam książki! Uwielbiałam czytać, a chwile, gdy nie miałam przy sobie jakiegoś tomiszcza były naprawdę nieliczne. Byłam na swój sposób dziwna, ale kochałam w sobie tą „cechę”.
       Szybko zakończyłam szczotkowanie włosów i położyłam się spać, zasypiając niemal od razu. Nim jednak to się stało, mój umysł zalała fala wyobrażeń dotyczących przeszłości, które tak często odwiedzały moją głowę. Tak wiele razy zastanawiałam się jak wyglądali ludzie w tamtych czasach, co robili, jak się zachowywali… Gdyby choć przez chwilę mogłabym znaleźć się w sułtańskim pałacu i to wszystko przeżyć...

Witam Wszystkich! Pięć miesięcy temu powstał ten blog i opublikowałam pierwszy post na tą historię, która już od dawna kołatała się po mym umyśle. Równe pięć miesięcy minęło, a publikuje prolog. Nareszcie się za to zabrałam. Mam nadzieję iż przypadnie Wam do gustu historia, którą pragnę wykreować na tym blogu. Rozdział oczywiście pojawi się szybciej, niż za te "pięć miesięcy^^". Jeżeli podoba Wam się moja twórczość, albo i nie, zachęcam do powiedzenia mi o tym w komentarzach.

wtorek, 3 maja 2016

Witam na nowym blogu || Niewolnica Şehzade


Witaj Czytelniku!
Jeśli trafiłeś tu, z któregoś z moich blogów, to zapewne już mnie znasz, jeśli nie to wiedz, że jestem Nurvela ( do niedawna posługiwałam się nickiem  Ruciakowa) i tworzę,  opowiadania. A Ty właśnie znalazłeś się na jednym z nich. Niewolnica Şehzade* to fanfiction opierające się na serialu "Wspaniałe Stulecie", jednak jego znajomość nie jest konieczna, aby móc czytać wykreowaną przeze mnie historię. Większość rzeczy i tak będę wyjaśniała w opisach, więc jeśli choć trochę zainteresuje Cię szesnastowieczne imperium Osmańskie oraz historia miłosna pomiędzy Şehzade, a dziewczyną, która dziwnym trafem ze współczesnej Polski przeniosła do nowożytnej Turcji, zostań tu na dłużej. Prologu i rozdziału możesz się spodziewać niebawem tymczasem rozgość się tutaj i zerknij na pozostałe zakładki.

*Şehzade to tytuł przysługujący osmańskiemu księciu.